Chciałabym kiedyś zobaczyć dorosłych, którzy podskakują z radości, strzelają z palcowych pistoletów do postaci negatywnej i gramolą się na scenę, żeby czegoś dotknąć - pisze w felietonie specjalnie dla e-teatru Malina Prześluga.
Jem obiad ze znajomą krytyczką teatralną. - Co pani sądzi o spektaklu, który przed chwilą widziałyśmy? - pytam. Krytyczka wcina rosół i zapamiętale notuje coś na serwetkach. - Fajny był. Mi się podobał nawet. Fajnie, jak ta dziewczynka mówiła, że wszystko śmierdzi. Tylko ten komar to było kłamstwo, bo miał dwie nogi, a komary mają piętnaście. A ja wczoraj znalazłam na podwórku konia z Zosią i mu zaplątałyśmy nogi, ale on biegał, bo mu zaplątałyśmy tylko dwie. Tylko że potem już musiałam iść do domu. - I co zrobiłyście z koniem? - Zjadłyśmy go. Krytyczka nachyla się nad notatkami. Pytam ją, co tam ma. - Co tam pani ma? - Narysowałam rodzinę. To jest Mama Śmierdziocha, Tata Śmierdzioch i ich Córeczka Śmierdzieczka. - A o czym chciałaby pani zobaczyć inne przedstawienie dla dzieci? - O koniu, który płacze, bo puszcza bąki. Ale jest dobry, tylko że nikt go nie kocha i jak płacze, to zalewa cały świat, a potem