Kiedy padają ostatnie słowa Stefki, w których biedna dziewczyna zamyka całą gorycz nagłego uświadomienia sobie własnej życiowej klęski - "I to już całe życie!... psiakrew!... tak, całe życie!..." - przedstawienie Panny Maliczewskiej w warszawskim Teatrze na Woli wcale się nie kończy. Pojawiają się wspaniali lokaje, którzy drapują plan sceny spływającym z góry ogromnym płatem złocistego brokatu, ustawiają wygodne stylowe fotele, ścielą na podłodze dywan z białego futra i wnoszą bogato zastawiony stolik. Za chwilą pojawia się Stefka, ale jakże odmieniona! - wyzywający makijaż, strojna, dekoltowana toaleta, biżuteria, no i pewność siebie, znamionująca osiągnięcie sukcesu. Także Michasiowa z obdartego popychla przeobraziła się w wytworną subretkę w koronkowym czepeczku! Jakże skromna i szara wydaje się na ich tle pani Daumowa, tym bardziej że to ona zabiega teraz o względy wielkiej gwiazdy, która kiedyś była sublokatorką praczki Żela
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 18