Wygnane ze scen teatralnych, służące czasem jako wprawki dla absolwentów szkół aktorskich, znalazły małe formy (także zresztą, filmowe) pełną rehabilitację na szklanym ekranie. Powstały nowe szanse dla i jedno- i dwuaktówek, dla teatru poetyckiego, wreszcie - poezji. Ostatnimi czasy mamy na tym koncie do odnotowania szereg pozycji. O znakomitej inauguracji Studia 63 "Naszą małą stabilizacją" Różewicza - Hanuszkiewicza i o "Mandragorze" Machiavellego niedawno pisałem. W obu wypadkach, choć w pierwszym nieporównanie oryginalniej, znaleziono właściwy, a co ważniejsze własny język telewizyjnego spektaklu. Bo czy się to komu podoba, czy nie, telewizja i jej twórcy muszą w tej dziedzinie eksperymentować. Nie o tzw. "udziwnianie" tu chodzi, nie o nowatorstwo za wszelką cenę, ale o stworzenie dla tego rzeczywiście nowego instrumentu sztuki nowego rodzaju ekspresji. I choć jak najsilniej podkreślać trzeba istotną rolę telewizji w wiernym możliwie prze
Tytuł oryginalny
Małe formy
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie