Wiele jest w społecznie zaangażowanym teatrze upominania się o "skrzywdzonych i poniżonych". Ale rzadko zamiast wypowiadać się w ich imieniu - oddaje im się głos - pisze Joanna Wichowska w Dwutygodniku Strona Kultury.
Teatr Węgajty skutecznie uczynił atut ze swojej izolacji. Podczas organizowanego już po raz siódmy festiwalu Wioska Teatralna skupił w swojej siedzibie - i w kilku okolicznych wioskach - ludzi zajmujących się najważniejszymi społecznymi problemami współczesności. W takim miejscu, w środku lasu, ich głos zabrzmiał wyraziście i poruszająco. Powielany na ksero, zszyty konopnym sznurkiem program festiwalu ma podtytuł "teatr potrzebny - kontynuacje - interwencje" i zaczyna się od motta z książki "Ausgeschlossenen" Heinza Bude: "W naszym społeczeństwie zmieniła się liczba tych, którzy wymagają troski. Musimy się troszczyć o coraz więcej ludzi. I to nie tak, że wieczorem, przy czerwonym winie pomyślimy sobie: Ach, co też się na tym świecie dzieje!, ale w ten sposób, że ludziom, którzy stracili odwagę, będziemy głosić: Każdy może coś zrobić". Że takie słowa pachną patosem? Albo łatwym, propagandowym optymizmem? Nic z tych rzeczy. To, co się w