„O dwóch takich, co ukradli księżyc” Kornela Makuszyńskiego w reż. Jarosława Kiliana w Teatrze Lalka w Warszawie. Pisze Marzena Kuraś w „Teatrologii.info”.
Grudniowa premiera w warszawskiej Lalce, przygotowana w okresie oczekiwania na święta Bożego Narodzenia, doskonale wpisuje się w ten czas. Reżyser spektaklu i dyrektor teatru Jarosław Kilian zaprosił do współpracy cenionych twórców – Joannę Rusinek, która zaprojektowała scenografię, Emila Wesołowskiego odpowiedzialnego za choreografię i nieocenionego Grzegorza Turnaua, kompozytora muzyki oraz jej wykonawcę, znakomitego akordeonistę Rafała Grząkę. Twórcy ci wraz z aktorami stworzyli piękny muzyczno-taneczny spektakl odwołujący się do różnorodnych konwencji teatralnych, literackich, plastycznych czy muzycznych. Znana jeszcze z dzieciństwa opowieść o dwóch piegowatych bliźniakach postanawiających opuścić rodzinne miasteczko, swojsko zwane Zapieckiem, w poszukiwaniu kraju, gdzie nie trzeba pracować, a można wesoło i beztrosko żyć, została przystosowana na scenę z myślą przede wszystkim o młodych widzach, ale także my, dorośli, możemy się świetnie bawić. Piękny język Kornela Makuszyńskiego i ciągle aktualne przesłanie, choć powieść została napisana w 1928 roku, więc blisko 100 lat temu, wybrzmiewają ze sceny jasno i wyraziście. Teatr chętnie sięgał po opowieść o krnąbrnych i leniwych chłopcach, pierwsza bodaj jego inscenizacja z 1936 roku w adaptacji Aleksandra Maliszewskiego i reżyserii Marii Dulęby miała miejsce w Teatrze Szkolnym Instytutu Reduty w Warszawie, podobnie jak premiera w Lalce, w grudniu, przed świętami Bożego Narodzenia (20 grudnia). Jednak największą popularność zdobyła ekranizacja powieści przygotowana dla dzieci i młodzieży w 1962 roku w reżyserii Jana Batorego, w której chłopców grali Lech i Jarosław Kaczyńscy.
Po odsłonięciu kurtyny na pustej scenie, utrzymanej w niebieskiej tonacji, widzimy śpiącego Anioła (Olga Ryl-Krystianowska), który powoli się wybudza, przeciąga i śpiewa wprowadzającą piosenkę, przywodząc na myśl Schillerowską Pastorałkę. Ubrany na biało, w koszulkę, spodnie trzy czwarte i tenisówki, ma duże skrzydła, ruchome dzięki sznureczkom umocowanym na ich górnej krawędzi. W powieści Kornela Makuszyńskiego anioł nie występuje, w inscenizacji Kiliana jest Aniołem Stróżem Jacka i Placka, który będzie ich strzegł i ostatecznie doprowadzi z powrotem do miejsca im przeznaczonego, ale jest również niejako narratorem prowadzącym nas przez kolejne przygody łobuziaków.
Poza tym przygotowany przez reżysera scenariusz jest wierny wersji książkowej i uwzględnia niemal wszystkie powieściowe wątki. Sprawnie skrócony, z piosenkami posuwającymi akcję, z siedemnastu rozdziałów tworzy półtoragodzinne spójnie widowisko – pełne humoru, ironii i charakterystycznych dla Makuszyńskiego surrealistycznych wręcz pomysłów – utrzymujące uwagę młodych widzów w ciągłym napięciu.
I tak na scenie widzimy spotkanie z groźnymi wężami, ukazanymi pod postacią kolczastego, beznogiego gada i wijących się lin, próbę wybrania przez chłopców pszczołom miodu, zakończoną atakiem roju owadów, przedstawionych w postaci fascynujących widzów świecących, latających małych dronów, zjawienie się staruszka Pszczelarza, który ratuje Jacka i Placka przed groźnymi ukąszeniami pszczół. Z kolei w spotkaniu z groźnym niedźwiedziem twórcy wykorzystali teatr cieni. Gdy chłopcy, przemierzając bagna, trafili do domu Staruszki palącej – jak mówiła – „święty i dobroczynny ogień”, by syn, który ją opuścił, nie zabłądził, wspominając własną matkę, w odruchu serca pomogli jej zebrać chrust na opał. Warto zatrzymać nieco dłużej na intrygującej, barwnej historii, która przydarzyła się chłopcom w mieście zwanym Psią Górką, w którym rządził Hrabia Mortadella. W spektaklu nie została ukazana jego brzydota, tak barwnie i wyraziście opisana przez Makuszyńskiego, że warto ją przytoczyć: „był łysy, miał zajęczą wargę, krzywy nos, szpiczastą brodę, kulawą nogę, długie bardzo ręce, był nieco garbaty i miał tylko trzy zęby, które bardzo się chwiały”. A przywołanie jego wyglądu jest o tyle istotne, że wszyscy dworzanie uważali, iż jest niezmiernie przystojny i piękny, i do takiego myślenia zobligowany był cały lud. Mortadella cenił bardzo sport, a najbardziej biegi długodystansowe. W zorganizowanym przez niego uroczystym biegu dookoła miasta postanowili wziąć udział, przybyli do miasteczka, Jacek i Placek. Nie udało się im jednak przechytrzyć Hrabiego Mortadelli, który za oszustwo skazał ich na tysiąc dziesięć kijów w pięty, by nie mogli już biegać. Niemal cudem udało im się zbiec przed wymierzeniem całej kary.
Świetny w roli Mortadelli Piotr Tworek, a także jego Dworzanie, ubrani w czarne zgeometryzowane uniformy z kolorowymi guzikami i trójkątnymi, czerwonymi i żółtymi czapami na głowach, a Dama dworu w sztywnej, rozkloszowanej żółtej spódnicy, wyglądali niczym wycięte z papieru postacie poruszane nakręcanym mechanizmem. Tak odśpiewali pieśń o „koalicji i opozycji”, nawiązując do książkowej historyjki o Psiej Górce, w której Makuszyński obrazuje metody sprawowania władzy, ale także odnosząc się do aktualnej sytuacji, w której w rezultacie wyborów raz jedni, raz drudzy są górą.
W kolejnych scenach chłopcy docierają do złotego zamku, gdzie także ludzie są pokryci złotą powłoką i nie marzą o niczym innym, jak tylko o czarnym chlebie. Poznają tu jak gromadzenie bogactw – złota i drogocennych kamieni – zniewala człowieka i rodzi nieszczęścia. Mimo to postanawiają ukraść księżyc, by zdobyć w ten sposób fortunę i nie wracać do Zapiecka z pustymi rękoma. Świetna scena, gdy próbują zarzucić na wielki księżyc-balon plastikową płachtę, ostatecznie kończy się niepowodzeniem i malejący księżyc znika, by znów pojawić się na niebie, gdzie jest jego miejsce. Zanim Jacek i Placek wrócą do Zapiecka, do czekającej na nich z ostatnim bochenkiem chleba matki, wpadną w ręce Zbójów – świetny epizod z maskami, za którymi kryją się ludzie słabi i bojaźliwi.
Spektakl przygotowany przez Kiliana usytuować można między moralitetem a śpiewogrą – jak określa go sam reżyser – z atrakcyjną choreografią, wprowadzającą harmonijny ruch i rytm. Odwołuje się zarówno do biblijnej przypowieści o synach marnotrawnych, do przygód mitologicznego Odyseusza, ale też do rodzimej tradycji literackiej – do poematu Adama Mickiewicza Pan Tadeusz, z którego zaczerpnięte zostało przesłanie przewodniej piosenki Jacka i Placka: „Adam Mickiewicz, wieszcz narodowy,/ w swej epopei zawarł orędzie,/ które nam zawsze przyjdzie do głowy – /Jakoś to …/Jakoś to…/Jakoś to będzie!” (U Mickiewicza, w księdze VI, Zaścianek Sędzia mówi: „Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie,/ Ja z synowcem na czele i – jakoś to będzie !”).
Scenografia graficzki Joanny Rusinek, prosta, metaforyczna, utrzymana w konwencji ilustracji, dobrze współgra z oszczędnymi kostiumami, światłem i ruchem scenicznym. Świetne kreacje aktorskie Jacka (Hanna Turnau) i Placka (Magdalena Pamuła), pełne młodzieńczego wdzięku i werwy, kontrastują z pozostałymi postaciami dźwigającymi swe życiowe doświadczenia i trudy życia. Cały zespół zasługuje na wielkie uznanie, gdyż każdy z aktorów kreuje po kilka postaci, w które musi przeistaczać się wielokrotnie i w błyskawicznym wręcz tempie. Całość dopełniają piękne kompozycje Grzegorza Turnaua do słów Jarosława Kiliana w znakomitych interpretacjach Rafała Grząki.
Spektakl O dwóch takich, co ukarali księżyc to opowieść o dorastaniu do dojrzałości, mierzeniu się ze złem, egoizmem i lękiem, ale także o wierze w ustanowiony porządek, w którym zło umożliwia uaktywnienie i wzmożenie dobra. Ta zawsze aktualna tematyka, dotycząca ludzkiego losu i kondycji, ukazana z dużym artyzmem i lekkością, zachwyci zapewne nie tylko dzieci i młodzież, ale także dorosłych widzów.