Z TADEUSZEM BRADECKIM, reżyserem teatralnym, rozmawia KRZYSZTOF KARWAT
- Czy to prawda, że zostanie pan dyrektorem Starego Teatru? TADEUSZ BRADECKI: - Nominacji nie otrzymałem, więc nie chcę się na ten temat wypowiadać. Powiem tylko tyle: to jest prawdopodobne. - I bez tego osiągnął pan w swym zawodzie bezprzykładny sukces. W którym momencie pan go odczuł? - To nie tak. Zaczęło się naturalnie: od krakowskiej szkoły teatralnej, którą skończyłem w roku 1977 i od razu zostałem zaangażowany jako aktor w Starym Teatrze. Jednocześnie podjąłem studia reżyserskie. Aktorzy Starego Teatru byli moimi pedagogami, później z nimi grałem na scenie, a jeszcze później oni grali w moich spektaklach. Dzisiaj trudno mi sobie wyobrazić, że mogło być inaczej. - Mnie zaś chodzi o wyznaczenie cezury, po której wiadomo już było, że Bradecki będzie coś znaczył w polskim teatrze. Czy tym punktem zwrotnym nie był czasem "Wzorzec dowodów metafizycznych"? - To rzeczywiście był dla mnie bardzo ważny