"Dziady" Adama Mickiewicza w reż. Eimuntasa Nekrošiusa w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Dionizy Kurz na swoim blogu.
Koślawe makówki, niewinny widoczek, a wśród nich tańcząca Maryla, zwiewna i ulotna niczym Makowa Panienka z czeskiej kreskówki Wiktoria Gorodeckaja. Za chwilę pustkowie, bagna, szemrzący strumień i niepokojące głosy ptaków - widzowie już w pierwszych scenach dramatu zostali zaproszeni do poetyckiej krainy Eimuntasa Nekrošiusa. Opuścili ją dopiero po czterech godzinach. Pradawnych obrzędów nie rozumie już nikt, ale Marcin Przybylski (guślarz) zaprezentował bardzo przekonującą wizję obcowanie ze zmarłymi. Niczym doświadczony gospodarz diabelskiego garden party dwoił się i troił, aby nie pominąć w okazaniu szacunku żadnego, przybyłego na spotkanie widma. Świetnym dopełnieniem kreacji guślarza był prowadzący z nim dialog, chór dusz. Artyści, którzy grali udręczonych za życia ludzi, ofiary pokutujących zjaw, potrafili w jednej chwili przeistoczyć się w złowrogie stado czarnych ptaków, które obsiadało pobliskie parowy w oczekiwaniu na że