"Makbet" w reż. Tomasza Koniny w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Józef Kański w Ruchu Muzycznym.
Osobliwe bywają losy niektórych dzieł operowych. Przykładem choćby Nabucco Verdiego, który po stu z górą latach zapomnienia ruszył nagle w triumfalny pochód poprzez wielkie sceny świata, nie omijając także polskich - dwadzieścia, trzydzieści lat temu grano go we wszystkich niemal teatrach. Podobnie teraz ma się rzecz z Makbetem tegoż kompozytora: przez całe dziesięciolecia uważany za jedno ze słabszych dzieł mistrza z Roncole, nie budził większego zainteresowania ani dyrekcji teatrów operowych, ani co wybitniejszych dyrygentów oraz reżyserów. Ostatnio jednak stał się jedną z bardziej "chodliwych", rzec można, pozycji operowego repertuaru... Dlaczego tak się dzieje? Nie trudno chyba zgadnąć. Nie dostrzeżono wszak nagle, jak wolno sądzić, wysokiej wartości artystycznej tych dzieł, ale raczej tkwiące w ich treści motywy, które także dzisiaj okazują się zadziwiająco aktualne. W przypadku Nabucca te właśnie sprawy zresztą stały się źród