"Dzikie żądze" w reż. Stefana Friedmanna w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Rafał Kowalski w Gazecie Wyborczej - Płock.
Stało się tak, jak zamierzał reżyserujący ten spektakl Stefan Friedmann. Po premierze "Dzikich żądz" widzowie opuszczali teatr uśmiechnięci. To wrześniowe późne popołudnie było wyjątkowo upalne. Skoro więc dach płockiego teatru nie jest rozsuwany, a spektaklu nie wypada oglądać w krótkich spodenkach, zostało trzymanie kciuków, by poziom atrakcyjności "Dzikich żądz" pozwolił zapomnieć o zderzeniu garnituru czy galowej sukni z wysoką temperaturą. Zwłaszcza że już sama fabuła farsy autorstwa Johna Tobiasa wydawała się zabawna. Państwo Griffin - zamożne małżeństwo w średnim wieku z bogatej dzielnicy z Londynu - próbują odbudować nieudane życie seksualne w ciekawy sposób. Te zdania na papierze wyglądają obiecująco. Trzebaje było "tylko" przełożyć na grę aktorów na scenie. Udało się? Chyba najlepszą recen-zją jest wybuchający co i rusz śmiech widzów. Sztuka "Dzikie żądze" to farsa. Zatem aktorzy do postaci mieli podejść z