Reżyserka - tyran? Następczyni mistrzów? MAJA KLECZEWSKA na pewno tworzy spektakle, które oburzają. Udowodniła to po raz kolejny ostatnią premierą: "Burzą" według Szekspira.
Niechętnie udziela wywiadów. Trudno umówić się z nią na spotkanie, bo często jest w drodze. Z Warszawy, gdzie mieszka, do Bydgoszczy, gdzie właśnie odbyła się premiera jej najnowszego spektaklu według "Burzy" Szekspira. Z Bydgoszczy do Krakowa, gdzie pracuje ze studentami szkoły teatralnej. A z Krakowa być może do Wrocławia - tamtejszy Teatr Współczesny szuka nowego dyrektora, Kleczewska jest wymieniana wśród najpoważniejszych kandydatów. Zaczynała jako buntowniczka, odważna wariatka. W warszawskiej Akademii Teatralnej, na studiach reżyserskich bojkotowała zajęcia teoretyczne. W ogóle była raczej nieposłuszna, za to pełna energii i pomysłów. Dokładnie wiedziała też, że dla niej od teorii ważniejsza jest praca. Zarobiła w ten sposób co najmniej dwa ważne punkty. Po pierwsze, z takiego charakteru zapamiętał ją kolega ze szkoły, Piotr Kruszczyński, z którym później ożywiła jedną z najbardziej zapomnianych scen w kraju - Teatr Dramatycz