Ileż ja widziałem "Dziadów" w swoim życiu! Każde innej służyły sprawie. Mickiewicz występował w nich zawsze jako narzędzie, jego tekst jako surowiec, który samą swoją klasą miał wynosić na wyżyny wszystkich, którzy się weń wdzierali. "Dziady" to taka przeklęta góra, którą może zdobyć ktoś, czasem, ale cała reszta śmiałków zlatuje z niej na złamanie karku, licząc to sobie za porażkę szlachetną lub ambitną wpadkę. Reżyserzy zabierający się do tego dramatu, zachowują się jak alpiniści włażący po raz setny na dawno zdobytą górę już tylko po to, żeby się na niej dać sfotografować. Gazety zawsze przy okazji kolejnego wejścia na szczyt odnotują nazwiska i liczby tych, którzy na niej zostali na zawsze. To podnosi rangę wejścia...Dzieło to ma w naszych wizjach wewnętrznych pewien zapis, pewne, konotacje i one narzucają każdorazowy odbiór nowej inscenizacji. Tu ważne jest wszystko: od scenografi
Tytuł oryginalny
Mają swoje losy dramaty
Źródło:
Materiał nadesłany
Sprawy i Ludzie