To przykład teatru dla dzieci, który nie próbuje naśladować telewizji z jej charakterystyczną kolażową, migawkową estetyką, ale otwiera przed dziećmi nowy, osobny świat - o spektaklu "Daszeńka" w reż. Jakuba Kofty pisze Justyna Czarnota z Nowej Siły Krytycznej.
"Daszeńka" jest spektaklem celnie trafiającym w moje prywatne upodobania teatralne. Bardzo lubię prościutkie historie, przedstawiane w taki sposób, że ciężko od sceny oczy oderwać. Magiczny klimat w stołecznej "Lalce" tworzy się przede wszystkim dzięki energii aktorów utrzymywanej na wysokim poziomie konsekwentnie od pierwszej do ostatniej minuty, ich zespołowej grze (wrażenie robi płynność, z jaką przekazują sobie lalki) oraz koncepcji animatora-partnera, który nie tylko nie ukrywa się za postacią, ale potrafi bawić się swoją rolą i czerpać radość z uczestnictwa w spektaklu. Czar działał nie tylko na mnie - dzieciaki siedzące na widowni zaśmiewały się do łez, głośno komentowały akcję, dawały rady bohaterom. Za pomocą historii o dorastaniu malutkiej foksterierki w nieco zwariowanym domu, uświadamia się najmłodszym, że wychowanie psiaka to zadanie niezwykle odpowiedzialne, wymagające czasu, cierpliwości i wielu trudów, ale również przy