Z magią sceny jest jak z miłością u Barei - często mówi się (także w telewizji), że jest coś takiego - magia sceny. Tyle że w odróżnieniu od miłości ona jest naprawdę. Ta magia - pisze Jarosław Komorowski w felietonie dla portalu Teatrologia.info.
Wie o tym każdy, kto ze sceną - od tamtej strony rampy - zetknął się choćby na krótko. To magia sprawia, że w dużej, otwartej, oświetlonej przestrzeni, na oczach setek ludzi dziać się mogą rzeczy, o których ludzie owi - widzowie nie mają pojęcia, bo ich nie widzą i nie słyszą zupełnie. W tym sztuka. I niekoniecznie muszą to być starannie przygotowane aktorskie żarty, obliczone na zaskoczenie kolegów (bywa jeszcze coś takiego w naszej postteatralnej post-rzeczywistości?). Niekiedy życie przerasta kreację, stwarzając nieoczekiwany spektakl dla wszystkich, sprawiedliwie. Uwieczniony w teatralnej anegdocie, może on potem trwać jak preparat dawno minionych czasów i emocji - oraz nieprzemijającej magii. 1 grudnia 1832 roku w numerze 48 lwowskie pismo "Rozmaitości" przedrukowało zaczerpniętą z jakiejś paryskiej gazety "Anegdotę o Talmie (z francuskiego)". Oto wielki tragik Francois Joseph Talma grał podczas gościnnych występów na prowincji rolę W