Mam wuja, który w czasach swojej młodości był zapalonym kinomanem. Potrafił spędzić w kinie cały dzień oglądając kilka razy pod rząd ten sam film. Przed wojną w małym prowincjonalnym kinie, do którego chadzał mój wuj, wyświetlano przez okrągły tydzień jeden i ten sam tytuł. Potem repertuar się zmieniał. Przypuszczam, że Johny Ritter - bohater "Miłości na Madagaskarze" Petera Turriniego, określony przez autora jako "stary mężczyzna" - mógłby być w wieku mojego wuja. Podejrzewam też, że Ritter, zanim zdecydował się otworzyć własne kino, spędził młodość wpatrując się w ekran, zupełnie jak bohater "Cinema Paradiso" Giuseppe Tornatore. Tacy zapaleńcy jak Ritter należą już dziś do rzadkości, w zasadzie to już wymarły gatunek. Również małe, zapyziałe kina z niewygodnymi, trzeszczącymi krzesłami, wyświetlające zniszczone kopie filmów zaliczanych do klasyki światowej, podobnie jak to będące własnością Rittera, nie
Tytuł oryginalny
Magia kina w teatrze
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr Nr 1