- W szpitalach personel i lekarze nieraz sugerowali, że cierpię na chorobę duszy. Przecież jestem artystką, zbyt wrażliwą, przesadnie sentymentalną. Do tego filigranową kobietą, która nie wytrzymała presji w trudnej i męskiej branży filmowej - mówi Magdalena Piekorz, reżyserka i dyrektorka artystyczna Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie.
Po trzech latach nieobecności wróciła pani do żywych. - Od miesiąca znowu pracuję. Zostałam dyrektorem artystycznym Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie, przejmując stanowisko po Piotrze Machalicy. Zostałam wybrana przez aktorów, to oni zdecydowali, kogo chcą na tym stanowisku. Jest wielki entuzjazm, chęć do pracy i ludzie, którzy naprawdę kochają teatr - od dyrektora naczelnego Roberta Dorosławskiego przez aktorów po ekipę techniczną. Mam ambicję, żeby uczynić z tego teatru markę ważną na kulturalnej mapie Polski. W styczniu pierwsza premiera w mojej reżyserii - "Czyż nie dobija się koni?" na podstawie powieści Horace'a McCoya. Planuje pani powrót do filmu? - Bez wątpienia, choć teatr kocham równie mocno. Mam nadzieję, że ważne rzeczy są przede mną. Że będę jeszcze mogła zrobić kilka wartościowych spektakli i filmów. Na początku choroby, gdy zaczęły się paraliżujące bóle, zdołałam nakręcić zdjęcia próbne do no