Dyrygent Marcin Nałęcz-Niesiołowski udowodnił, że na kulturze można nieźle zarabiać. Do własnej kieszeni. I bez wysiłku przenieść praktyki zarobkowe z Białegostoku do Wrocławia - pisze Magdalena Kozioł w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
W marcu 2011 r. pod oknami gabinetu dyrektora Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego zbiera się orkiestra Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. Gra mu utwór "Time to say: goodbye" ("Czas się pożegnać"). Pracownicy tej instytucji walczyli wtedy już o to od dwóch lat. Związek Pracowników Opery i Filharmonii Podlaskiej stracił cierpliwość do Nałęcz-Niesiołowskiego, kiedy ten zmienił regulamin premiowania. Ocenili, że jest zbyt uznaniowy. A gdy w 2011 r. zwolnił trzech muzyków, proponując im kontrakty bez zabezpieczenia socjalnego, ruszyła lawina protestów i zmiotła Nałęcz-Niesiołowskiego z dyrektorskiego fotela. Niech Jezus Chrystus prowadzi cię, dyrektorze Marcin Nałęcz-Niesiołowski szefem Opery i Filharmonii Podlaskiej został w 1997 r. Miał 25 lat. Chwilę wcześniej skończył studia na Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Doceniano go. Ambitny, utalentowany, nagrał z artystami pięć płyt, a jedna z nich była nominow