Dyrektor Jaracza sprowadził miejskiego konserwatora zabytków do roli szkodnika, który blokuje ważną inwestycję. Wygląda, jakby lepiej od konserwatora wiedział, co w jego teatrze jest cenne, a czego bez skrupułów można się pozbyć - pisze Marta Bełza w Gazecie Wyborczej - Olsztyn.
W weekendowej "Gazecie" napisaliśmy o remoncie w Teatrze im. Stefana Jaracza. Po kilku miesiącach prac wyszło na jaw, że gmach jest w znacznie gorszym stanie, niż przewidywano, a konserwatorzy zabytków odkryli pod tynkami dawne malowidła i ślady pierwotnej dekoracji budynku, zaprojektowanego przez jednego z najwybitniejszych olsztyńskich architektów, jakim był August Feddersen. To wstrzymało prace. Dyrektor Janusz Kijowski zaatakował. Całą odpowiedzialność za opóźnienia zrzucił na miejskiego konserwatora zabytków, któremu zarzucił blokowanie inwestycji. - Budynek ma służyć teatrowi, a nie być muzeum teatru - stwierdził. Tymczasem jeśli do kogokolwiek może mieć pretensje, to tylko do tych, którzy robili badania poprzedzające remont. To oni powinni uprzedzić dyrektora o ukrytych pod tynkami malowidłach i przygotować go na konieczność ich renowacji. Janusz Kijowski próbuje sprowadzić miejskiego konserwatora zabytków do roli szkodnika, który opo