"Polski", jest warszawskim teatrem, w którym czuję się po krakowsku. Wieczór premierowy staje się tu, jak być powinno, okazją odświętną, teatr za miejscem publicznego schronienia. Gdzie indziej zaniechano już tego obyczaju, wyznaczając wybiórczo kilka wieczorów. Zimni dyrektorzy zwalili jeszcze jedną łopatę piachu na swoje gospodarstwa, lekce sobie ważąc grupy przyjaciół teatru, których zastępują "biletami zbiorowymi".
W "Polskim" zostało wszystko po staremu. Także solidne przerwy między aktami, które również spajają scenę z publicznością. Gdy zaś jeszcze takie wieczory łączą, się z obiecującą sztuką, a na dobitkę jeszcze głośnego pisarza, teatr staje się teatrem, o którym wszyscy śnimy. Tak właśnie było na przedstawieniu "Drzewo" Wiesława Myśliwskiego. Trudno byłoby o lepszą spółkę autorsko-reżyserską. Nie mogło też być lepszego tytułu sztuki dla tej sceny. Myśliwski i Dejmek bowiem pracują obaj - można powiedzieć - w drewnie. Dwaj wypróbowani rzemieślnicy, szanujący solidną, fachową robotę. Spotkanie okazało się owocne. Przypatrzmy się więc temu "Drzewu" i usytuujmy je w kontekście tego zjawiska artystycznego, które w Polsce otrzymało nazwę literatury nurtu wiejskiego. Przypatrzmy się tej literackiej chłopskości, której wybitnym przedstawicielem jest Myśliwski, autor "Kamienia na kamieniu". Książki uznanej przez wielu fachowców za