"Podróże Guliwera" Jonathana Swiftwa reż. Jarosława Kiliana w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz- Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Gdy cichnie gwar na widowni, z delikatnie rozświetlającej się sceny wyłania się obrazek niczym z niegdysiejszego elementarza niezachwaszczonego jeszcze ideologią gender. Tylko że na obrazku elementarza mojego dzieciństwa była babcia opowiadająca baśnie wnuczce Ali, zaś tutaj, na scenie, jest dziadek, a wnuczka ma na imię Marysia. Jednak klimat poczucia bezpieczeństwa, ciepła i miłości domu rodzinnego jest bardzo podobny. Oczywiście materia literacka zupełnie inna. Bo dziadek to znany nam wszystkim Lemuel Guliwer z powieści Jonathana Swifta "Podróże Guliwera". Za młodu podróżnik, zwiedził krainy, o których nawet nie wiedział, że istnieją. Teraz wspomina podróżnicze przygody, opowiadając je wnuczce. Tak rozpoczyna się spektakl "Podróże Guliwera". Przytulny klimat sceny rozmowy dziadka Guliwera (Jerzy Schejbal) z wnuczką Marysią, którą gra Weronika Stańkowska (na zmianę z innymi dziećmi), przechodzi w retrospekcję niosącą diametralnie inny na