Spektakl to nie czas na cerowanie skarpety - o "Woyzecku" w reż. Karoliny Maciejaszek w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie pisze Ada Romanowska z Nowej Siły Krytycznej.
Mały człowiek i wielkie pytania? W małym świecie? W spektaklu "Woyzeck" w reżyserii Karoliny Maciejaszek, który premierę miał na olsztyńskiej Scenie Margines najwięcej jest małego miasteczka. Dopiero potem ujawnia się pseudofilozoficzna natura bohatera - Woyzecka, człowieka ustawionego przez społeczeństwo na najniższym szczeblu w hierarchii "made in pipidówa". Na końcu zaś jest... wielka miłość, której też bliżej do nikłych rozmiarów niż wielkich euforycznych uczuć. Ma po prostu facet pecha. Życie mu nie sprzyja. Woyzeck jest bowiem fryzjerem - też zawód niewielkich lotów. Spektakl jest pełnowymiarowym debiutem reżyserskim Karoliny Maciejaszek, a dramat Georga Büchnera do banalnych i prostych nie należy. Toteż reżyserka chciała od razu wskoczyć do głębokiej wody. Jednak zapomniała o kole ratunkowym i z trudem dotarła do brzegu. Bowiem "Woyzeck" w jej interpretacji nie odpowiada na uwypuklane przez nią problemy, a wręcz stawia pytania -