"Madame Bovary" w reż. Radosława Rychcika w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Paweł Sztarbowski w Dzienniku Metro.
Najnowsza premiera w Teatrze Dramatycznym to przekombinowany eksperyment. Warto jednak obejrzeć ten spektakl dla znakomitej roli Joanny Drozdy. To wschodząca gwiazda warszawskiego teatru. "Madame Bovary" w reżyserii Radosława Rychcika w Teatrze Dramatycznym wzbudziła skrajne reakcje. Część widowni wychodziła, trzaskając drzwiami i wykrzykując przekleństwa w stronę kłaniających się aktorów. Sporo było też takich, którzy zgotowali premierze gorącą owację. Mimo wielu zaskakujących rozwiązań i interpretacyjnej odwagi, spektakl pozostaje nieudanym eksperymentem. Nie do wytrzymania staje się sama forma, którą reżyser określił mianem "opery krzyczanej". Sprawia ona, że już od początku jasne staje się główne założenie przedstawienia - pokazać sztywną, duszącą konwencję, w której nie mieści się histeryczne, przepełnione seksualnością ciało. Podkreślają to kostiumy - stylizowane na połowę XIX wieku, które wręcz duszą bohaterów,