"Madame Bovary" w reż. Radosława Rychcika w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Agata Chałupnik w Teatrze.
"Madame Bovary" Radosława Rychcika wiele łączy z "Fragmentami dyskursu miłosnego", jego poprzednim przedstawieniem wystawionym w Teatrze Dramatycznym. Nieprzeznaczony na scenę tekst, z którego niespodziewanie zostaje wydobyty teatralny potencjał; całkowita umowność scenografii dająca wrażenie pewnej czystości na scenie, estetycznej ascezy, która reżyserowi pozwala skupić się na pracy z aktorem, a widzowi nie przysłania tego, co najważniejsze - owego subtelnego balansu na granicy intymności wykonawców, możliwego do osiągnięcia jedynie przy całkowitym obopólnym zaufaniu; w końcu tematyka: miłość, a raczej jej swoista dekonstrukcja. Jeśli bowiem Roland Barthes we "Fragmentach dyskursu miłosnego" dekonstruuje europejską miłosną mitologię, to Gustaw Flaubert, niemal półtora wieku wcześniej, obnaża mechanizm psychologicznego oddziaływania owego "zatrutego mitu" (by odwołać się do innego klasyka, Denisa de Rougemonta). Bo to przecież romantyczny