Po pierwszych premierach Jana Buchwalda na kaliskiej scenie ("Lot nad kukułczym gniazdem", "Miłość i gniew") zaczęłam podejrzewać, że jest to reżyser, który kocha szlachetnych buntowników. Ludzi niespokojnych, niepogodzonych z losem, wiecznie walczących o swoje wyimaginowane idee. Choć, prawdę mówiąc, trochę mi ci wielcy buntownicy nie pasowali do naszych czasów, bardziej już naznaczonych tęsknotami do spokoju i stabilizacji niż do rewolucyjnych porywów. Inscenizując. - jako ostatnią premierę w, tym sezonie - "Operę za trzy, grosze" Brechta, dyrektor kaliskiego teatru przywołał tym samym na scenę nieco inną kategorię ludzi skłóconych z losem. Świat żebraków i gangsterów, podejrzanych przedsiębiorców i przekupnych urzędników, panienek lekkich obyczajów i w ogóle rożnych ciemnych typów spod latarni. Wydawać by się mogło, że ta "opera żebracza" ma szanse zabrzmieć znów nader aktualnie, choćby jako swoisty komentarz do owego stadium w
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Ostrowska"