EN

5.05.2008 Wersja do druku

Maciej Stuhr o rodzinie, aktorstwie i wadze swojego nazwiska

- Gdybym chciał, mógłbym już dziesięć lat temu być kojarzony z jakimś znanym serialem. Pewnie miałbym jeszcze więcej pieniędzy i byłbym jeszcze bardziej popularny. Ale jestem przekonany, że byłoby to płytsze i mój tato nie byłby ze mnie zadowolony - mówi MACIEJ STUHR, aktor Teatru Dramatycznego w Warszawie.

Podkomisarz Artur Banaś, w którego postać wciela się pan w telewizyjnym serialu "Glina", po trudnych początkach okrzepł w swoim zawodzie. Może pan teraz porozmawiać ze swoim ojcem jak komisarz z komisarzem... - Komisarz Ryba, bo, jak sądzę, nawiązuje pani do roli mojego ojca w "Kilerze", to jednak była zabawa w inną postać. Przede wszystkim to był inny gatunek filmowy. Nie wiem, czy Banaś dogadałby się z Rybą, bo gdyby komisarz Gajewski się dowiedział, że Banaś utrzymuje stosunki z takim komisarzem jak Ryba, to chyba szybko zwolniłby go ze służby. Czy to prawda, że komisarz Banaś w kolejnych odcinkach przeistoczy się w drugiego komisarza Gajewskiego, zgorzkniałego policjanta, dla którego praca jest nałogiem? - Nie ukrywam, że od samego początku miałem pomysł, by Banaś krok po kroku zaczął przypominać Gajewskiego. Myślę, że teraz realizujemy ten pomysł. Oczywiście, bez przesady. Nie zamierzam parodiować Jerzego Radziwiłowicza ani s

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Maciej Stuhr o rodzinie, aktorstwie i wadze swojego nazwiska

Źródło:

Materiał nadesłany

Polska nr 103 /02.05 - dodatek

Autor:

Joanna Leszczyńska

Data:

05.05.2008