Krytycy w poszukiwaniu problemu lubią zastanawiać się, czy jest na emigracji miejsce dla teatru - bez problemu. Czyli po prostu rozrywkowego Argumenty przeciw takiemu teatrowi są najcięższego kalibru. Że przecież rolę tę spełnia telewizja angielska; i filmy z Doris Day; i "musical"e na londyńskich scenach. Że na wystawienie czeka tymczasem Wyspiański; i zdjęty z afisza Mickiewicz; i wyklęty Witkacy, nie mówiąc już o genialnym Mrożku. Kłopot w tym że polska publiczność emigracyjna chce się też czasem rozerwać po polsku; bez morału i bez poczucia narodowego obowiązku. Stąd m. in., nie zawsze zasłużony, entuzjazm dla importu widowiskowego z Polski; dla krajowych sztuk, kabaretów bez politycznego dowcipu i filmów. Argumentem za teatrem rozrywkowym jest potrzeba rozmaitości, tego najlepszego z lekarstw przeciw sklerozie. Samymi klasykami i samą, ponurą z natury rzeczy, nadrzeczywistością nie ujedziemy. Nie tylko "Wyzwolenia", koszmarne "Tanga" i
Tytuł oryginalny
"M" jak mini-musical
Źródło:
Materiał nadesłany