Chyba niewielu twórców ma dziś taki status jak Lupa? Obejmuję tym pytaniem także polskich pisarzy, muzyków, malarzy, czy reżyserów filmowych - nie widziałam nigdy takiej miłości, takiego oddania. Może - przez chwilę - taki uczuciem obdarzano Janusza Głowackiego, ale to było dawno, wiele lat przed jego śmiercią, kiedy jeszcze chętnie grano w teatrach jego sztuki - felieton Agnieszki Wolny-Hamkało w tygodniku Przegląd.
Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego: reżyser wchodzi na salę prób i dostaje oklaski. Na stojąco. Na początek. Z miłości. Jako wyraz szacunku i szczególny gest zaufania. Obserwowałam pierwszy miesiąc prób do "Procesu" Lupy we wrocławskim Teatrze Polskim. Nikt nie spodziewał się jeszcze, że "Proces" nie zostanie wystawiony we Wrocławiu, a dyrektorem teatru zostanie Cezary Morawski i tym samym teatr we Wrocławiu na dobrą sprawę upadnie. Pierwsze próby Lupy do nowego spektaklu to seminaria, lekcje interpretacji tekstu. Porównywanie przekładów, filozoficzne i językoznawcze wykłady, które w którymś momencie przeradzają się w zbiorowe psychoterapie, lekcje historii, ćwiczenia intelektualne. Aż w końcu spotkania zamieniają się w eksperymenty: to podczas improwizacji rodzą się konkretne sceny, które możemy potem oglądać w teatrze podczas inscenizacji. Zanim spotkałam Krystiana Lupę - spotykałam reżyserów, którzy byli jego asystentam