"Lunatyczka" w reż. Martina Otavy w Operze na Zamku w Szczecinie. Pisze Maciej Deuar w Kurierze Szczecińskim.
"Lunatyczka", podobnie jak inne opery Belliniego, wystawiana jest w Polsce bardzo rzadko. (Chyba najgłośniejsze przedstawienie tej opery w naszym kraju odbyło się jeszcze w latach 90. poprzedniego stulecia w Warszawie, i były to gościnne występy weneckiego La Fenice). Powodem jest nie tylko fakt, że ten repertuar nie daje wielkiego pola do popisu dla reżyserów i dyrygentów o zamiłowaniu symfonicznym, ale przede wszystkim trudności techniczne i stylistyczne partii wokalnych. Rola Aminy (tytułowej Lunatyczki) przyciąga najlepsze śpiewaczki każdego pokolenia. Tak wyobrażał sobie śpiew i grę swojej bohaterki librecista Felice Romani: "Aktorka powinna być figlarna i prostoduszna, a jednocześnie namiętna, wrażliwa i uczuciowa. Musi też dobierać inny odcień głosu dla próśb, inny -dla słów potępienia. W każdym jej geście winno się przejawiać owo nieuchwytne połączenie stylowości z realizmem. Sam śpiew Aminy winien się odznaczać prostotą, ale i boga