"Lulu na moście" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.
W świetnej "Lulu na moście" w warszawskim Teatrze Dramatycznym nic nie jest takim, jakim się wydaje. Teatr garściami czerpie z kina, rytm dyktuje jazz. Lekka opowieść o miłosnym zauroczeniu niepostrzeżenie przechodzi w gorzki namysł nad światem. Ostatni sezon miała Agnieszka Glińska frapujący. Zaczęła od prawdziwej fiesty - łącząc żywioł scenicznej zabawy z najczystszym wzruszeniem w "Pippi Pończoszance" według Astrid Lindgren także w Dramatycznym. Po niej przyszły "Wiedzmy" Dahla w Lalce -wcale nie tylko dla dzieci. Wreszcie epizod w "Katyniu" Wajdy, który być może przypomniał Glińskiej o jej aktorskim wykształceniu. Wreszcie, niedługo przed premierą "Lulu na moście", artystka ogłosiła, że teatr ją nudzi, że wyczerpał przed nią swe możliwości. Po takiej deklaracji adaptacja filmowego scenariusza Paula Austera wydawała się krokiem z jednej strony oczekiwanym, z drugiej jednak ryzykownym. Jak bowiem robić teatr, bazując na samym znużeniu?