Teatr zatęsknił za Różewiczem, i chwała mu za to. Ale modny lifting niekoniecznie służy sztukom Starego Poety. Kilka cenionych teatrów zajmowało się tej wiosny pracowitą wymianą w utworach sprzed 40 lat słówek rzekomo zmurszałych - na nowe i lśniące. W gdańskiej "Grupie Laokoona" "politechnizację'' wymieniono na "globalizację", dorzucono "wykształciuchów", "zero tolerancji" i mnóstwo innych błyskotek. W "Starej kobiecie..." w Narodowym Stanisław Różewicz zastąpił U Thanta, sekretarza ONZ z lat 60., współczesnym Kofim Annanem. W "Wyszedł z domu" w poznańskim Polskim scenę wkładania wiadomości o życiu publicznym do głowy bohatera dotkniętego amnezją Marek Fiedor wypełnił tak zjadliwą antymichnikowszczyzną, że niech się schowają Ziemkiewicze. A jednak nie udało się uniknąć wrażenia lataniny. Spod liftingu wciąż wyglądały stare konstrukcje. Nie dziwota, bo myślowe ramy teatralnych sztuk Różewicza są zarówno fenome
Tytuł oryginalny
Ludzkość na krawędzi
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 15