Jeśli ktoś wierzy w istnienie kapitalizmu z ludzką twarzą, powinien obejrzeć "Top Dogs" Ursa Widmem w sopockim Teatrze Kameralnym.
Jedna z bardziej sugestywych scen tego przedstawienia: bohaterowie, stojąc za rzędem krzeseł jak za ochronną barierką, skandują na całe gardło nazwy wielkich korporacji. Wyglądają jak sfora zgłodniałych, ujadających psów. Ludzie i karakatury Kim są tytułowi "top dogs"? To ludzie z wielkich firm, do niedawna zajmujący w nich eksponowane i dobrze płatne stanowiska. Waśnie okazali się niepotrzebni, a do agencji New Challange Company zostali wysłani przez ich własne firmy, po to by doszli do siebie i znaleźli nową pracę. Na inscenizowanych psychoterapeutycznych sesjach możemy poznać ich na wylot. Świetnie napisana sztuka Widmera pokazuje ich w każdym słowie i zachowaniu. Widzimy, że nie mają innego życia poza pracą i innego celu niż kariera. Nie pamiętają imion swoich dzieci, za to znają na pamięć dane techniczne swych luksusowych samochodów. Żałosna prawda o nich samych co rusz przebija na wierzch. Reżyser Bartłomiej Wyszomirski niepotrzebn