Adaptację prozy- zwłaszcza dzieł tak znanych jak "Ludzie bezdomni" Żeromskiego - zawsze niosą ze sobą poważne niebezpieczeństwa, teatr gra bowiem tekst przykrojony dla potrzeb sceny, ale rozliczany bywa najczęściej z pierwowzoru, zadręczany pytaniami o wierność wobec zamysłu pisarza. Oczywiście owa wierność to problem i rachunek osobny, siedząc na widowni staram się jednak zazwyczaj o powieści zapomnieć i w miarę możności śledzić wydarzenia nie uprzedzonymi oczami. Jeżeli konstrukcja jest spójna, a losy bohaterów układają się w logiczny ciąg bez ustawicznego grzebania w zakamarkach pamięci i wspierania się obrazami wyniesionymi z lektury - wtedy, jak sądzę, rzecz nabiera praw obywatelskich na scenie. Bez dowodu, którego nie podejmuję się pomieścić, powiedzmy po prostu, że adaptacja WŁADYSŁAWA ORŁOWSKIEGO ów podstawowy warunek spełnia. Zakrojona jest śmiało, z rozmachem, bez obawy o częste zmiany planu akcji, z którymi teatr - wbrew
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Ilustrowany, nr 280