Aktorzy ze zniecierpliwieniem kręcą się po widowni i po scenie powiększonej o piękny kasztanowy taras zamku w Książu. Muzycy w loży stroją instrumenty też jakoś nerwowo. Siadam i sam zaczynam się rozglądać niespokojnie. Kto tu jeszcze przyjdzie? Wojewoda, sekretarz, a może minister? Wreszcie ktoś wpada, coś szepcze i... cała teatralna kompania gnie się w ukłonach. W otoczeniu skromnej świty wchodzi król. Sam Ludwik XIV (vel Arkadiusz Rajzer). W ten oto sposób po 311 latach reżyserka ostatniej w tym sezonie na Dolnym Śląsku premiery - Ewa Gilewska - data satysfakcję Molierowi, bowiem na premierze w Palais Royal król był nieobecny. Na skutek intryg Lulliego autor "Chorego r urojenia'' stracił królewską łaskę. Spektakl odniósł jednak pełny sukces. Naprawdę ciężko chory Molier grał tytułową rolę chorego z urojenia. Jeszcze raz kpił z medyków i stanu ówczesnej wiedzy medycznej. Zasłabł w finale czwartego przedstawienia. Zmarł kilka godzin p
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Robotnicza, nr 29