Pierwsze sceny rozgrywane są w leniwym tempie, prawie nudzą. I oto, zanosząc się starczym kaszlem, do pokoju pełnego rupieci wchodzi on - Gregory Solomon, handlarz używanymi meblami... Wygłasza parę tuzinkowych komplementów i obiegowych mądrości, jest początkowo bezbarwny, nijaki, zdaje się stanowić tylko tło tego dramatu i przeszłości, w którym dwaj bracia rozważać będą swoje racje moralne i racje dawno umarłego ojca. Rola Solomona rozkwita jednak podwójnie: pod piórem autora "Ceny", Artura Millera i w zetknięciu ze znakomitym atuorstwem Ludwika Benoit, którego dawno doprawdy nie widziałem tak doskonale usposobionego, bez reszty zespolonego z postacią. Miller przdał temu starcowi gorzką, życiową mądrość, znajomość ceny, którą trzeba płacić zawsze i za wszystko. Dał mu słowa, głębokie i pełne treści, zaś Ludwik Benoit przyjął je za swoje, nasycił życiem, barwą, doświadczeniem. Recenzent - z natury rzeczy po trosze profesjonalist
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Ilustrowany