Patrząc na powodzenie wszelkiego rodzaju teatralnych produktów, w których grają, albo raczej występują znane z telewizji "ryje" i na które bilety w domach kultury i remizach rozchodzą się w mgnieniu oka pomimo, że do tanich nie należą, trudno o poczucie misji - pisze Robert Zawadzki na blogu tu-jest-teatr.pl.
Kilka lat temu kolega aktor odstąpił mi pracę, której z powodu innych zobowiązań akurat nie mógł zrealizować. Polegała ona na odwiedzeniu jednego dnia kilku szkół i spotkaniach z młodzieżą. Na początku się ucieszyłem, bo na nadmiar pracy w tamtym czasie narzekać nie mogłem, wynagrodzenie było godziwe a i samo zadanie wydawało się ciekawe. Był tylko jeden mały szczegół. Kolega ów, to aktor jak to mawiają paparazzo - "z ryjem", czyli znany. Nawet bardzo znany. Mnie z kolei do bycia "ryjem", tak wtedy, jak i teraz, raczej daleko, nad czym jednak specjalnie nie ubolewam. Z niepokojem zapytałem: "stary, ale jak ja mam ciebie zastąpić i co mam im gadać, skoro oni czekają na znanego z telewizji ciebie, a nie na nikomu nieznanego mnie?" W odpowiedzi usłyszałem: "nie przejmuj się tym, po prostu nawijaj o aktorstwie, o serialach, w których grałeś, o telewizji. To jest ludożerka, oni wszystko wchłoną, co im powiesz." Po tych słowach trochę mnie zmr