Kiedy ze scenki Sali Nowej Centrum Kultury padły ostatnie słowa wypowiadane przez Barbarę Krafftównę w monodramie Remigiusza Grzelaka "Błękitny diabeł" [na zdjęciu], lubelska publiczność zerwała się do standing ovation.
Aktorka, która na ponad godzinę wcieliła się w Marlenę Dietrich z ostatnich lat życia, stała jak porażona, a widzowie wcale nie kryli wzruszenia. Powierzchowny - zdawałoby się - tekst sztuki w interpretacji Pani Barbary zmienił się w misterium życia i śmierci, nadziei, oczekiwań i starczej niemożności. "Błękitny diabeł" to nie tylko popis aktorstwa. To także wyraz duchowego utożsamienia się aktorki z graną postacią. Marlena to ja - krzyczy bezsłownie Krafftówna. I my to czujemy.