Jeśli jej Teresa z serialu "Samo życie" robi czasem wrażenie chłodnej, to aktorka w rozmowie jest zdecydowanie osobą miłą i ciepłą. Mimo kilku otrzymanych już nagród teatralnych i filmowych wcale nie uważa, że już dużo osiągnęła od czasu ukończenia warszawskiej Akademii Teatralnej (1997). Z Moniką Krzywkowską rozmawia Ewa Sośnicka-Wojciechowska.
- Ma Pani opinię osoby skromnej. Prawda to? - Nieskromnie jest mówić o sobie, że jest się skromnym, bo to byłaby jakaś bzdura (śmiech). Ale miło mi, że tak jestem odbierana. Zawsze byłam osobą nieśmiałą, pierwsza "paliłam cegłę" gdy musiałam gdzieś wystąpić. Do dziś nie wiem, dlaczego poszłam w zawód wymagający dużej odwagi osobistej. Może dlatego, że bardziej mnie to pociągało niż przerażało. Zawsze imponowali mi ludzie pewni siebie, odważni i nieskrępowani, tzw. dusze towarzystwa i bardzo chciałam, żeby kiedyś i na mnie zwrócono uwagę. - Teraz niektóre Pani role w Teatrze Współczesnym mają świetne recenzje. Aktorzy często teatr nazywają swoim drugim domem. Czy Pani też ? - Teatr poza miejscem pracy spełnia dla mnie rolę, którą można by nazwać terapeutyczną. Czas spędzony na próbach, w garderobie, na papierosie w bufecie i rozmowy z kolegami dobrze mi robią. Takiej bliskości nie zazn