Kordian na drabinie, Balladyna na hondzie, Izabella Łęcka w klasztorze. Hanuszkiewicz się bawi. Obsesyjnie wraca do klasyki, podobno martwej, dla niego podniecającej, zachęcającej do gier i puzzli. Bawił się w Powszechnym, bawił w Narodowym, bawi teraz na Puławskiej, znajdując wiernych fanów wśród młodzieży. I tych samych adwersarzy wśród krytyków. Na Puławskiej gra się "Pannę Izabellę", jak kiedyś "Pana Wokulskiego" na Pradze, nową, szaloną Hanuszkiewiczowską adaptację "Lalki" Prusa (kto chce wdawać się w filologiczne spory, może otrzymać książkowe wydanie scenariusza). Gra się, to znaczy, że teatr bezwstydnie odsłania cały mechanizm iluzji, buduje nawias, cudzysłów, nie pozwalając na odebranie tego przedstawienia w kategoriach, realizmu i scenicznej prawdy. Cóż zatem? Jeszcze raz to samo. Trochę dramatu, farsy, szczypta wodewilu. Żart, zabawa, śmiech. Wokulski głosem z roli pyta: "Co ja mówię?" i sufler, równie donośnie, podrzuca t
Tytuł oryginalny
Love Story u Hanuszkiewicza
Źródło:
Materiał nadesłany