Maciej Domański na scenie Teatru Współczesnego podjął się rzeczy bardzo trudnej. Chciał dopisać ciąg dalszy losów Jana Piszczyka bohatera "Zezowatego szczęścia" - filmu, który oglądały miliony polskich widzów. Piszczyk kojarzył się nam z obrazem zaprezentowanym przez Kobiele, Przez znakomitą rolę Kobieli stał się Piszczyk pewnym polskim symbolem. Symbolem nie bardzo pozytywnym. Zresztą tak chciał autor Jerzy Stefan Stawiński i reżyser Andrzej Munk.
Domański pozwolił wypowiedzieć się samemu bohaterowi. Piszczyk okazuje się raczej życiową sierota, uwikłaną w tysiące przypadków, niźli wyrachowaną kanalią. Test śmieszny, ale nie podły. W każdej dwuznacznej sytuacji staje się ofiarą. Wciąż traci bliskich ludzi, a w pogoni za nimi cząstkę siebie. Dla ojca jest durniem, dla władzy wyrzutkiem, dla kobiet - postacią na epizod. Wszyscy oszukują go bez skrupułów, korzystając z jego naiwności. Piszczyk gubi się w tym galimatiasie uczuć i popełnia błędy. Głównym błędem jest to, że ciągle jeszcze, chce komuś wierzyć i na kimś polegać. Niestety, jest urodzoną ofiarą i on ponosić będzie skutki wybryków innych ludzi. Trafi! też na skomplikowane czasy, kiedy to rodziła się powojenna Polska W tych narodzinach nie zabrakło tragicznych groteskowych sytuacji, które w jednej chwili mogły z człowieka zrobić szmatę. O to nie było trudno. Piszczyk jednak szmatą nie został. Mimo licznych wpadek