"Lorenzaccio" w reż. Jacquesa Lassalle'a w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Elżbieta Baniewicz w Twórczości.
Z trzech przedstawień przygotowanych dla Teatru Narodowego przez Jacques'a Lassalle'a - molierowskiego "Tartuffe'a", "Umowy Marivaux" i "Lorenzaccia" Musseta - ostatnie jest zdecydowanie najsłabsze. O ile poprzednie realizacje Lassalle'a odznaczały się klarownością, a tym samym aktualnością i, nie na końcu, teatralną urodą, o tyle sztuka romantycznego poety okazuje się nudną piłą o niejasnym przewodzie myślowym i całkowitym braku wdzięku, choć teatr zapewnił ponad trzydziestoosobową obsadę. I tę samą scenografkę - Dorotę Kołodyńską, która jak zwykle stworzyła przepiękne kostiumy. Jednakże ich renesansowa uroda, podkreślona wysmakowaną kolorystyką i fakturą starannie dobranych materiałów, niknie na ogromnej, pustej scenie, dzielonej na kolejne miejsca akcji przezroczystymi, niskimi zastawkami. Miejsc jest wiele, ale w żaden plastyczny sposób nie sugerują, że rzecz dzieje się we Florencji, jednym z najpiękniejszych miast świata, rządzonym pr