EN

15.10.2013 Wersja do druku

Liż moje buty, kochanie [Koltés]

Wszyscy o coś żebrzą, niektórzy o miłość, reszta o śmierć. Zacznij od razu o to drugie, to jest możliwe - pisze Marzena Sadocha w felietonie dla e-teatru.

PODEJDŹ BLIŻEJ Ten bunkier wsysa. Tak mocno, jak mocno pociąga niebezpieczeństwo. Stado za szklaną ścianą. Ta mgła, jakby bóg palił papierosa. Najsmutniejsze są historie, w których od początku wiadomo, że smutno się skończą. Popsuty świat. Zmiana perspektywy: jesteśmy jak psy, które "cały dzień żebrzą, liżą buty ludzi, skowyczą u ich nóg, a w nocy za dzień błagania i poniżenia mszczą się wyganiając ciszę z ulic". Zmiana perspektywy: zawsze jak nienawidzisz, nienawidzisz siebie. ODEJDŹ DALEKO Cisza pustyni. Figury z żywymi oczami. Fortepian, który nie zagra. Publiczność na scenie jest nie na swoim miejscu. Ty jesteś na swoim miejscu? Ulga schowania się. Nasze krępujące ucieczki. "Chcę żyć zamknięta czworgiem betonowych drzwi, jak tylko wrócę do siebie, zabarykaduję się, każę sobie podawać żywność przez tunel, żeby nigdy już nie widzieć i nie czuć zapachu tego wyskrobka istoty ludzkiej. Każę się oblać betonem od włos

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał własny

Materiał własny

Autor:

Marzena Sadocha

Data:

15.10.2013

Wątki tematyczne