Nie umiemy już pisać listów. Stale zabiegani, zaaferowani wolimy telefonować, wysyłać depesze lub w najlepszym razie widokówki z pospiesznie kreślonymi pozdrowieniami. Zanikła całkowicie tak niegdyś kwitnąca epistolografia i dziś już z wahaniem i niedowierzaniem coraz rzadziej sięgamy do książek, zawierających listy sławnych postaci. Nie wierzymy, że mogą być czymś więcej niż tylko dokumentem epoki i świadectwem obyczaju. Nakład pięciotysięczny "Listów panny de Lespinasse", jednego z arcydzieł literatury światowej, rozszedł się z większym trudem niż stutysięczne nakłady wielu pisarzy współczesnych. Dopiero w ostatnich latach teatry, w wytrwałym poszukiwaniu nowych form wyrazu adresowanym raczej do niezbyt szerokich kręgów widzów (Michałowska w Teatrze Jednego Aktora, teatrzyk "en rond" w warszawskim "Ateneum" itd.), przypominają nam, że w tej staroświeckiej i zapomnianej formie wypowiedzi można odnaleźć arcydzi
Tytuł oryginalny
Listy panny de Lespinasse
Źródło:
Materiał nadesłany
Radio i Telewizja nr 51/52