Moja droga, niestety, skończyły się moje wywczasy i zaczęły się schody. Całkiem literalnie mówię, bo po dwóch miesiącach przebywania w willi pani Jadwigi muszę na powrót przywyknąć do nieszczęsnego drugiego piętra, które tęgo daje mi się we znaki. Pomyśleć, że już trzydzieści lat tak drepcę. Przed wojną było w złym tonie mieszkać tak wysoko. Ale co robić. Ledwie z Pamiętowa wróciłem, zapragnąłem pójść do teatru, który znowu wzbudził moją tęsknotę. Ale jak już iść, to przecie nie byle gdzie i byle na co, wybrać trzeba coś godnego. Ba, ale co? W teatrach miejscowych od dawna źle się dzieje i, chcąc zachować jakieś uczucie dla teatru, najlepiej doń nie chodzić. Łatwo jednak powiedzieć - nie chodzić. To jest w ogóle niemożliwe dla takiego nałogowca, jak ja. Tak tedy szarpany, raz miłością, raz nienawiścią, chodzę przecie, choć dużo mnie to zdrowia kosztuje. Przed wojną bywałem, bez przesady, co wieczór na ja
Tytuł oryginalny
List z Warszawy
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 9