Szanowni i drodzy czytelnicy! Byłem tak pochłonięty i oczarowany przedstawieniem "Obrony Ksantypy" w Ognisku, że zapomniałem o redakcyjnym nastawieniu recenzenta i zmieniłem się w rozbawionego widza. Dlatego - zamiast recenzji - list. Ostatni raz widziałem "Obronę Ksantypy" przed jakimiś 31 laty. Gdy Kielanowski wystawiał "Ksantypę" w Ognisku w 1955 r., nie było mnie w Londynie. Po przeszło 30 latach myślałem, idąc do teatru czy sztuka aby się nie zestarzała, jak moda z 1938 roku. Ale przeżyłem w teatrze coś w rodzaju szoku. "Obrona Ksantypy" nie tylko się nie zestarzała, ale wydala mi się jeszcze żywsza, jeszcze aktualniejsza, jeszcze bardziej nowoczesna, niż przed laty. Rzecz rzadka w teatrze! Oto komedia, która jest już klasyczna, a nadal dyszy aktualnością, gdy mówi o takich sprawach, jak państwo, biurokracja, dyktatura, obyczaje, oraz nowoczesnością w momentach psychologicznych. Cała szarpanina psychiczna między Sokratesem i Ksantypą u Morst
11.12.1970
Wersja do druku