21. 08. 2012 Szanowny Panie Pośle, W wywiadzie, jakiego Pan udzielił Redaktor Paradowskiej (Polityka z 1.08. 2012) sformułował Pan taką oto myśl: "Byłem też zawsze zwolennikiem teatrów impresaryjnych, zarządzanych przez menadżerów zawierających kontrakty z aktorami, a nie teatrów etatowych" Cóż, jedno zdanie wypowiedziane z wyraźną pewnością siebie, a jakże groźne, nieprzemyślane i nieprecyzyjne. No bo czyż teatr, tak zwany impresaryjny, nie jest teatrem etatowym? Nonsens. Jest jak najbardziej "etatowym" przedsiębiorstwem. Są tam wszak na etatach poza wspomnianym menadżerem, jego sekretariatem, biurem organizacji widowni i innymi współpracownikami, także portierzy, brygada maszynistów, elektrycy, być może także krawcy, malarze i modelatorzy. Zatem kogo tam nie ma? Ano jedynie tych najważniejszych, bez których wszyscy wymienieni byliby niepotrzebni. Nie ma tam aktorów. Jest to zatem teatr, który zarazem jest jakby zaprzeczeniem teatru. Bo wszak
29.08.2012
Wersja do druku