Pani Joanna Szczepkowska jest osobą wrażliwą. Wiem o tym, gdyż jestem zaciekłym wielbicielem jej prozy, króciutkich historii z życia wziętych, w których bohaterami są uczucia przypadkowo napotkanych ludzi - pisze Andrzej Urbański w Uważam Rze.
Na literaturze znam się odrobinę lepiej niż inni, więc nie będzie w tym żadnej przesady, kiedy ogłoszę, że opowiadanka pani Joanny to całkowite mistrzostwo. I odkąd pisać zaprzestała Hanna Krall, w tych mini-foremkach korona należy się właśnie pani Joannie. Aby móc dostrzec w zmęczonych oczach, zanikającym uśmiechu lub zamierającym geście dłoni troskę, ból lub przerażenie, trzeba wielkiej wrażliwości. Ale gdyby nawet była dziewczyną ze stali, jak Lisbeth Salander - bohaterka "Millenium", to medialny walec, jaki przetoczył się po niej w ostatnich miesiącach, wdeptałby w ziemię najtwardszych. Wszystko zaś z powodu delikatnego zwrócenia uwagi na oczywistą oczywistość - brak równowagi w medialnym traktowaniu heteryków i ich mniej szych braci, homoseksualistów wszelakich rodzajów. W efekcie dwuzdaniowej uwagi na panią Joannę spadła lawina błota, szlamu, gnoju, paskudztw przeróżnych i kłamstw pospolitych. Jedno wyjaśnić m