"Wielki człowiek do małych interesów" w reż. Michała Borczucha w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Katarzyna Kachel w Gazecie Krakowskiej.
Szanowny Panie Fredro W pierwszych słowach mojego listu zapytuję Pana, dlaczegóż Pan był takim okropnym tandeciarzem? Dlaczegóż to nie mógł Pan pisać śmiesznych, pouczających komedii, tylko brał Pan na warsztat wydumane tragedie cynicznych podrostków, którym w życiu tylko o szmal i seks chodzi? Dlaczego zasiadając w swoim hrabiowskim, rzeźbionym fotelu, kazałeś Pan swoim bohaterom cierpieć męki na wytartej wersalce, którą znalazłeś na śmietniku? Panie hrabio, wstydź się Pan, ja przez półtorej godziny patrzyłam na te Pańskie wypociny i czułam się jakbym nie z arystokratą miała do czynienia, ale ze zwykłym szmaciarzem, co to muszki od krawata odróżnić nie potrafi. Ba, mało tego, żeś Pan wysmażył sztuczydło zwane "Wielki człowiek do małych interesów", Pan żeś go tak schrzanił, że Stary Teatr musiał zatrudnić dramaturga, który by to od nowa napisał. No i dobrze zrobił, boś Pan takim językiem mało wyrafinowanym operował, �