Ten dramat można grać różnie. Można w łykowych łapciach, jak zagrano go w roku 1968 w Teatrze Polskim w Warszawie, w reżyserii Augusta Kowalczyka, jako dzieło próbujące powiększyć mitologię początków Polski. A można też zupełnie inaczej, jako poetycką wizję rozdarć społeczeństwa emigracyjnego, widzianą w dziewięć lat po klęsce powstania listopadowego. Klęsce wciąż ową społeczność drążącej. Do tej ostatniej interpretacji przychyliła się w 1973 r. Krystyna Skuszanka inscenizując "Lillę Wenedę" w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Publiczność warszawska widziała wówczas to przedstawienie podczas gościnnych występów Teatru im. Słowackiego na scenie Teatru Polskiego. Obecnie Skuszanka przypomniała swoją inscenizację - która owego czasu cieszyła się sporym rozgłosem - zaczynając bieżący sezon teatralny w Teatrze Narodowym. "Lilia Weneda" w reżyserii Skuszanki była widowiskiem dość charakterystycznym dla teatr
Źródło:
Materiał nadesłany
"Kierunki" nr 50