Znakomite przedstawienie krakowskiego Teatru Starego z naszego repertuaru romantycznego swą zasłużoną sławą odsunęły nieco w cień "Lillę Wenedę" z Teatru im. J. Słowackiego. A jednak koncepcja reżyserska Krystyny Skuszanki wraz z jej układem tekstu wydaje się rewelacją w scenicznych dziejach tej tragedii. Dziejach - dodajmy - niezbyt szczęśliwych, bo żadne przedstawienie "Lilli Wenedy" nie upamiętniło się trwale w historii teatru (poza pierwszym powojennym w Teatrze Polskim, w roku 1946, ale to całkiem z innych względów). Tyle już napisano o zaskakujących wartościach pomysłu Skuszanki, że nie wypada tego powtarzać, nie tu zresztą na to miejsce. Zdumiewające, - jak ten spektakl przy całkowitej zmianie wizji scenicznej pozostał wierny myśli Słowackiego. Właśnie myśli. Znaliśmy ją z przekonujących komentarzy historyczno-literackich - o problemach związanych z powstaniem listopadowym, o sercem gryzącej krytyce polskiej społeczności, o potę
Źródło:
Materiał nadesłany
"Życie Warszawy" nr 283