Byłem ostatnio na dwóch wernisażach: Jana Lisa, i Jacka Damięckiego, znanych i cenionych, choć nie zabiegających o łatwy poklask i tanią popularność. Celem obydwu nie jest ani kariera, ani też pieniądze; tworzą przede wszystkim dla siebie, z własnej, wewnętrznej potrzeby. Swe prace pokazują rzadko i raczej niechętnie grupie przyjaciół i znajomych. O tym, co widziałem na tych wernisażach, napisać by pewnie można sporo; mnie, człowieka z zewnątrz, na równi z dziełami zafascynowali ich autorzy: pasja, z jaką opowiadali o swoich dokonaniach, oddanie temu, co robią i niezwykła dziecięca - rzec by można - wrażliwość. Oni po prostu - mimo sześciu krzyżyków na karku - wciąż wierzą jeszcze, że sztuką można zbawić świat. Patrzyłem z podziwem na tych dwóch niemłodych już mężczyzn, niewiele brakowało, a podszedłbym i dotknął ich, podobnie jak wierni wyciągający ręce ku szatom papieża w nadziei, że i na nich sp�
Tytuł oryginalny
Libera
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Kulturalny nr 3