Stworzył oryginalny język dramatu, gdzie liryzm równoważy brutalność, realizm brzmi poetycko, absurd staje się nośnikiem sensów serio, przerysowanie daje błysk groteski, piosenka kontrapunktuje życiowy dialog pełen wisielczego humoru a burleskowy język żydowskiego wodewilu służyły mu tak samo dobrze, jak fantazja i język ulicy cytowany in crudo - o twórczości Hanocha Levina pisze Elzbieta Baniewicz w Twórczości.
Zwolenników teatru dekonstrukcyjno-ideologicznego rosnąca u nas popularność sztuk Hanocha Levina dziwi. Niezupełnie są w stanie zrozumieć, co pociąga reżyserów i aktorów w dramatach izraelskiego pisarza, który opowiada o życiu mieszkańców niewielkich miast albo ubogich przedmieść metropolii. Pozbawionym fajerwerków, zwyczajnym i biednym, które upływa między narodzinami a śmiercią, pośród tych samych sąsiadów, rodzinnych swarów, przewidywalnych radości i smutków. Cóż takiego tkwi w tych prostych (z pozoru) opowieściach, że widzowie oglądają je chętniej niż manifestacyjne dzieła krzykliwych reżyserów oburzonych na niesprawiedliwości kapitalizmu, "eksplorujących tożsamość seksualną" albo poddających dekonstrukcji znane powieści, filmy i seriale? Sztuki Levina - nasze teatry grają tak zwane komedie rodzinne, a to zaledwie fragment jego dorobku - przyciągają widzów prawdą doświadczeń i emocji bohaterów, a także oryginalnym językiem